poniedziałek, stycznia 30, 2012

Małe słodziaki cz.1, Antek.

Taki to już jest ambaras, gdy się wszystko dzieje na raz. A ostatnio działo się, i to wiele się działo. W ciągu jednego z ostatnich weekendów domem zawładnęła wrzawa, gaworzenie, butelki, smoczki i kaszki, pampersy i kocyki oraz nosidełka. To wszystko w towarzystwie świateł jupiterów i ogromnej ekscytacji. Pozwolę sobie wyprowadzić z błędu czytelnika...nie, nie zostałam mamą.
W moich progach pojawiły się dwa małe brzdące. Dzisiejszy post poświęcić pragnę pierwszemu z nich, Antkowi.
Antek, to słodziak z prawdziwego zdarzenia. Urok swój roztacza, gdziekolwiek tylko się znajdzie. Zadowolony z życia i prze szczęśliwy, jeśli tylko namierzy mamę w bezpiecznej odległości, nie za dalekiej, ma się rozumieć. Takiego modela, można tylko pozazdrościć, a zresztą, zobaczcie sami...






Tzw. backstage:



Dziękuję Antkowi, za niepowtarzalne spotkanie w blasku fleszy, a mamie Antka za nieodzowną asystę i wspaniałą stylizację. Do szybkiego zobaczenia, mam nadzieję.

wtorek, stycznia 10, 2012

Noworoczne przysięgi

Już prawie połowa Stycznia za nami, czas zatem najwyższy na postanowienia noworoczne...
Wiele ostatnio słyszałam, nie ukrywam, że jeszcze w połowie grudnia, o bezsensowności postanowień noworocznych. O tym, że robią je ludzie słabi i beznadziejni i tacy, którzy nie potrafią się zmobilizować do zmian w swoim życiu, bez nałożenia sobie kagańca. Były też w radiu wykłady, o tym jak robić postanowienia, aby miały sens i były osiągalne....
Strasznie to wszystko skomplikowane się wydaje. A sezon postanowień noworocznych już dawno za nami.Więc czemu do tego wracać?
Moje aż za dobrze rozwinięte poczucie odpowiedzialności spowodowało, że postanowiłam najpierw sprawdzić czy podołam postawionym sobie celom...dlatego właśnie dopiero teraz mogę z czystym sumieniem powiedzieć, że tak!
Tak! będę się codziennie uśmiechać!
Tak! będę więcej czytać!!
I tak!!! będę fotografować bez ustanku...

Tak, tak, tak!!! Bo robię to już od dwóch tygodni!




Owocnego Nowego Roku!!!

sobota, stycznia 07, 2012

Nowy rok, nowy blog.

Nowy rok nadszedł zupełnie oczekiwanie, jak to zwykle bywa i był o czasie...ani sekundy się nie spóźniając. Napadł mnie punkt dwunasta, przerywając taneczne wygibasy w rytmie rumby w doborowym towarzystwie i zaczął tę swoją fetę nowo narodzonego, huki, strzały, szampan i te sprawy. Tak samo jak szybko nadszedł, tak samo szybko stał się faktem...mamy 2012. Ładny taki, parzysty, i święta dobrze wypadają, bo ten 2011 to pod tym względem kulał mocno. Na wigilię w tym roku przyszło mi wpaść pędem i tak szybko jak wstąpiłam w swe rodzinne progi tak szybko je opuszczałam, czem prędzej się wybierając na świąteczne obiadowanie do domu rodzinnego nr 2.
Było szybko, za szybko, ale wspaniale mimo wszystko... jak to w domu. I wszyscy te święta zapamiętają, a to z dwóch powodów. Pierwszym był jeden z prezentów, blenda gigant, którą ku swej uciesze, ogromnie podekscytowana, niewiele przy tym myśląc, natychmiast rozpakowałam. Wyskoczyła owa blenda gigant, jak z procy i o mały włos nie straciłabym, przez lata prostowanych aparatem, zębów trzonowych. Ach, ileż to zabawy było, każdy próbował ją potem poskładać, a ta, nie pokorna absolutnie, wcale nie myślała wracać do ciasnego opakowania. Blenda gigant postanowiła zostać głównym bohaterem wieczoru i zasiadła z resztą rodziny przy stole, po tym, jak ta poddała się zupełnie w wymyślaniu nowych sposobów na jej powrót do fabrycznego opakowania.
Drugim powodem jest to, że po raz pierwszy udało mi się zgromadzić wszystkich do wigilijnego portretu. Panna blenda była też...doświetlała scenę z prawej.



P.S. Blenda już złożona :) a o nowym roku...już niebawem. Za szybko przyszedł i jeszcze się z nim jednak nie do końca oswoiłam.