poniedziałek, grudnia 05, 2011

Braterstwo

Kiedy się urodził, nie byłam z tego faktu szczególnie zadowolona, przeczuwałam bowiem niechybny kres mojego beztroskiego pojedynczego dzieciństwa. A w pojedynkę było mi całkiem dobrze. Pamiętam a było to trochę czasu temu, że na krótko przed tym, kiedy się pojawił, wszyscy byli dziwnie radośni, wmawiając mi co rusz, że tak to wspaniale, że niedługo będę miała braciszka. Naiwniacy, myślałam wówczas, przecież wiem swoje. No i się zaczęło....
Moja radosna beztroska skończyła się dokładnie tak, jak to przewidywałam. Mały "kochany" braciszek, wymagał nadzwyczaj wiele uwagi. Gdy tylko nauczył się raczkować, sąsiedzi przekonani byli, że rodzice kupili psa - doga niemieckiego (koń byłby trochę niedorzeczny). Kiedy nauczył się chodzić, nie chodził, wbrew wszelkim panującym normom, tylko biegał. Nie straszne mu były samotne wędrówki. Toteż wykorzystując momenty, w których rodzice chwilowo kierowali swą uwagę na mnie, uciekał. Zgubił się kiedyś w centrum handlowym, przyprawiając mamę o stan przed zawałowy. Ale to jeszcze nic! Nawiał niegdyś również na plaży...wyobraźcie sobie, środek sezonu, na plaży w Jelitkowie tłumy, wszystkie dzieci biegają bez majtek i w chustce na głowie. Wszystkie!...on też! Trochę nam zeszło, zanim go znaleźliśmy, jakieś 100 metrów dalej.
Pozwolę sobie wspomnieć przy okazji wypominków, że ilekroć zbliżały się święta i Sylwester, środki ostrożności musiały być wzmożone. Dozór trwał 24 godziny na dobę, co i tak nie pomagało.
Pamiętam jak dziś. Godzina dwudziesta z minutami, rodzice gotowi na bal sylwestrowy a ten co? Lustro mu spadło na głowę. Kiedy sytuacja była chwilowo opanowana tzn. on po raz enty owinięty bandażami jak mumia, ktoś nieśmiało zadał pytanie...ale jak to się stało?
I tak co roku...Okresy świąteczne zawsze były pełne niespodzianek.

Dzisiaj niuniuś jest już dorosły i nie zamieniłabym go za żadne skarby. Któż inny, jak nie on, zgodziłby się założyć beret mamy, zapalić cygaretkę, wynieść stare krzesło z piwnicy i przez kilkadziesiąt minut wpatrywać się w mój obiektyw albo w starą nowele włoską?!
A poza tym, we dwójkę jesteśmy wyjątkowi, jak ogień i woda, jak pieprz i sól... jak fotograf i model.

Wieczór na prowincji
Model: Jean Simon
Foto: Katherin Pę


































The End

1 komentarz:

  1. No naprawdę spoko Brat! Kiedy się urodziła moja Siostra zapytałam, czy długo u nas zostanie. Powiedzieli mi, że tylko chwilę, i co? I została do dziś. Jak szczęście, że mnie wtedy oszukali:)

    OdpowiedzUsuń