...czyli portret współczesnego męcizny.
Oskarżona w niedawnym czasie o niepodejmowanie tematów poważnych, postanowiłam poważnie wziąć się za publikowane treści. A że temat sam nie nadchodził, wzięłam pod pachę psa i ruszyłam przed siebie, obserwować, bo nic tak poważne nie jest, jak rzeczywistość.
Przemierzam zatem wrocławskie zakątki, najpiękniejsze, tajemnicze, romantyczne i inne takie. Pies, demonstrując poparcie dla irracjonalnych pomysłów, pokłada się przy maleńkich kawiarenkach, gdzie kawa kosztuje majątek ale pięknie można ją wypić.
Idę, obserwuję i nic.
Tematu jak nie było, tak nie ma. Poddawszy się przekonaniu, że do poważnych tematów to ja się wcale nie nadaję, rozpoczęłam porównanie traktu spacerowego przy Hali Targowej z Plantami i Wrocławia z Krakowem. Już dochodziłam do wniosku, że Wrocław jednak piękniejszy i nawet takie jakby Planty ma, kiedy zza mych pleców dobiegł dziwaczny okrzyk.
Nawoływało pewne dziewczę, dostojne, wysokie, uśmiechnięte, urodą nie gardzące za to wyglądające na inteligentne. Porykiwało w stronę pędzącego sąsiednią aleją wysokiego, dostojnego, inteligentnie wyglądającego młodego mężczyzny, który na owe porykiwania nie raczył zważać. Oboje na rowerach, nie byle jakich, z klasą, modnych, miejskich Gazelach.
Nic ciekawego myślę sobie, takie tam zaloty i wróciwszy myślami do Plant idę dalej.
Nagle ku memu zaskoczeniu, prezentuje się taki oto widok:
Męcizna stoi, nadal dostojny, przyjąwszy minę nader poważną i patrzy na dziewczę, które leży i już nie porykuje, za to rower leży na niej a ona jakoś dziwnie w ten rower zaplątana, nie wie za bardzo od czego zacząć, żeby się z tej niekomfortowej sytuacji wyplątać. Idę dalej i patrzę na tą scenę z niedowierzaniem. Mijają sekundy, męcizna stoi nadal i patrzy. Myślę sobie, nie oceniaj, może wspólnie myślą, jak ją z tego wyplątać. Po chwili dziewczę zaczyna powoli dostrzegać potencjalne możliwości powstania i udaje się mu rower z siebie zdjąć. Męcizna schodzi z roweru, a ja zacieram ręce, teraz będzie romantyczna scena, on ją podniesie, otrzepie, utuli, ucałuje zdarte kolana i pojadą dalej.
Ha! niepoprawna romantyczka!
Męcizna wcale tego nie czyni. Męcizna podnosi rower dziewczęcia, stawia go do pionu. Dziewcze nadal na chodniku, klęczy i patrzy na męciznę. Wyciąga rękę, podaje torbę, męcizna nie reaguje. Myślę sobie, nie oceniaj. Ale oceny powstrzymać nie mogę, gdy widzę skupioną minę męcizny nad scentrowanym rowerem i dziewczę żałośnie i wymownie patrzące w tą skupioną twarz, nadal z pozycji płyty chodnikowej.
Dziewczę wstaje w końcu same.
Dochodzę już wówczas do tej dostojnej, inteligentnie wyglądającej pary, a oni tacy uśmiechnięci i obopólnie zadowoleni. Dziewczę stoi z mieszaniną zadziwienia i uśmiechu na twarzy, męcizna naucza:
- wiesz, sądzę, że Tobie po prostu nie służą wolne prędkości. Kiedy zwalniasz, tracisz równowagę
Dziewczę pogodnie przyjmuje do wiadomości. No bo cóż ma innego począć. On w końcu taki mądry, inteligentnie wyglądający.
Myślę sobie, nie oceniaj...
eh te chłopaki