środa, września 07, 2011

Głowa w chmurach, serce na dłoni i Londyn analogowy.

Jakże niewiarygodne jest to, że w dzisiejszych czasach człowiek jednego dnia spędza popołudnie w Londyńskim Chinatown, a drugiego dziarsko maszeruje do pracy we Wrocławiu. Wracając z krótkiego wypadu do Londynu, zastanawiałam się, gdzie są granice ludzkiego rozwoju...czy są jakiekolwiek? Co będzie następne? Podróż z Polski do USA w 3 godziny? Wakacje na Marsie? Wydawać by się mogło, że zatrzymamy się tam, gdzie granice postawi nam nasze ciało. A umysł? umysł nie odpuści i będzie myślał jak tą granicę przesunąć jeszcze o milimetr.
Ja tym czasem postanowiłam cofnąć się o kilka milimetrów i zabrać ze sobą w tę podróż mój stary analogowy aparat, do tego dwa filmy, którym rentgen na lotnisku nie straszny i to wszystko.
Efekty mojego radosnego analogowego fotografowania poniżej.





Odnośnie serca na dłoni, szczególne podziękowania dla J&T za wspaniałe przyjęcie.








I moje ulubione:

więcej na flickr

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz